Oto słowo Korwin Piotrowskiej. Gender niech będą dzięki... Czyli Korwin Piotrowska, niedojebana Młynarska i Szulim plują wszystkim polskim Matkom w twarz. Przy okazji Karolina obraża święto Bożego Ciała.

Spójrzmy, jaki ładny artykuł "wysmażyła" na onecie niegdyś całkiem fajna, dziś niestety kompletnie zgłupiała, Karolina Korwin Piotrowska. Pisownia bez zmian, wywaliłem tylko reklamy...
 


"No i po Bożym Ciele. Długi weekend, ciepło, a w mediach relacje z tego, co dostojnicy kościelni raczyli powiedzieć podczas kazań. Czy było tam coś o wierze? O Bogu? O tym, jak wierzyć, jak ufać, jak sobie radzić w dzisiejszych czasach? Jak kochać Boga mimo wielu pokus i jak do Niego dotrzeć? Jak się nie załamać śmiercią, chorobą, smutkiem? Nie. Oni jak zawsze mówią swoje. Czyli bez sensu.
Zacznę może od tego, że niedawno przeczytałam na kilku profilach moich znajomych, na codzień nawet niektórych podchodzących pod definicję „lewaka”, pełne ulgi wpisy, że jakby co, to oni są po komunii, bierzmowaniu i papiery na to mają, gdyby ktoś chciał sprawdzić. Bo jeśli wybór nowego Prezydenta to, jak informują media, działanie Ducha Świętego i początek zmian owego Ducha, to lepiej mieć papiery przy sobie. Sama zaczęłam się zastanawiać, czy mam świadectwo bierzmowania w domu. Nie mam. Spaliło się. Pewnie to też działanie Ducha Świętego. Ani chybi znak jakiś. karaboska
Teraz jesteśmy po Bożym Ciele. Czytam zapisy kazań i włos mi się jeży. Kardynał Nycz uznał, że wynik referendum w Irlandii, legalizującego związki jednopłciowe, w kraju „bardzo katolickim 30 lat temu”, jest ostrzeżeniem dla Europy. Tak, rzeczywiście, 30 lat temu Irlandia to był absolutnie katolicki kraj, w którym kościół miał ogromną władzę dusz. Teraz to kraj upadku autorytetu tej instytucji, kryzysu wiary i zaufania do kościoła, w którym ujawniono wiele przestępstw prawnych, finansowych i seksualnych, popełnianych przez najwyższych kościelnych dostojników. Teraz Irlandia to wzór kuturalnego załatwiania spraw tak, aby nikogo nie dyskryminować. Czasy się zmieniają. Warto to wreszcie zauważyć, a nie tylko utyskiwać i gardzić wszystkim, co inne, nowe, oczywiście wszystko to, jak mniemam w ramach katolickiej tolerancji i miłości bliźniego, prawda? lajf
Jak zwykle nie zawiódł krasomówczy Sławoj Leszek Głodź, który jak coś powie, zaczynam się zawsze zastanawiać, co ja tutaj jeszcze robię i co mnie trzyma, poza kredytem. Rzekł mianowicie, że „laicyzacja i wrogie chrześcijaństwu ideologie oddziałują na resortowe ciche zarządzenia, na programy szkolne promujące treści dewiacyjne, których nie sposób zaaprobować ludziom wierzącym”. Konia z rzędem temu, kto wytłumaczy, o co w tym bełkocie chodzi. Chyba o to, że ten, kto nie wierzy i nie zgadza się z wierzącymi jest BE. I laicyzacja jest niedobra. Mimo, że ja się właśnie z mediów dowiedziałam, że to Duch Święty nam Prezydenta załatwił. Ale co ja tam wiem. W przeciwieństwie do Głodzia przeczytałam parę książek o gender, byłam na kilku wykładach o tym, czym jest gender i wiem, o co chodzi z konwencją antyprzemocową, która tak bardzo polski kościół uwiera. I jakoś nie przechodzi mi przez gardło stwierdzenie, że jest ona przeciwko polskiej tradycji. Tradycji, jak mniemam, bicia kobiet i przemocy w domu. Ale co ja tam wiem… złegender
Mój ulubiony Kardynał Dziwisz, specjalista od codziennego życia, też swoje pięć groszy do gender dodał, mówiąc: ”Została już ratyfikowana i podpisana konwencja o przemocy. Przemocy trzeba przeciwdziałać, ale nie przez przyjęcie założeń bazujących na fałszywej ideologii gender. Prowadzi to do zmian niszczących małżeństwo, rodzinę, wychowanie dzieci i tradycję. Szkoda, że głos biskupów polskich i katolików świeckich nie został wysłuchany w tej sprawie"….A ja sobie myślę, że chwalić Boga, nikt biskupów nie słuchał, bo póki co, jeszcze nie jesteśmy panstwem kościelnym. Dziwisz, uniesiony pewnie tym, że ów powołany przez Ducha Prezydent wszystko w Krakowie słyszał, bo obok klęczał, postanowił też powiedzieć coś o in vitro, bo przecież on, jako ksiądz o rodzinie, płodności i pragnieniu dziecka, sporo wie. Jest ekspertem. Powiedział mianowicie:"Przygotowywana jest w polskim parlamencie niezwykle liberalna ustawa o metodzie in vitro. Stosując tę metodę, nie można zapominać, że łączy się ona także z selekcją, niszczeniem lub zamrażaniem na długi czas ludzkich zarodków. A więc jest to metoda niemoralna, nie do przyjęcia przez chrześcijan i przez ludzi szanujących fundamentalne prawo każdej ludzkiej istoty do życia". Naprawdę bardzo bym chciała, aby ktoś księży dokształcił, bo potok urągających zdrowemu rozsądkowi bredni w sprawie in vitro, jaki wydobywa się z ich szacownych ust korali, zaczyna przekraczać wszelkie dopuszczalne granice tolerancji. Na koniec obwieścił, że ma nadzieję, jak podały media (w tym Wyborcza, ale są tacy, co twierdzą, że podała nieprawdę), że od sierpnia w Polsce bedzie lepiej. Bo bedzie nowy Prezydent. Ten sam, który w kampanii obiecał przecież, a kamery to zarejestrowały, że nie będzie więzienia za in vitro. icoteraz
A na koniec prosto z Poznania Biskup Gądecki, któremu nie podoba sie, że: Polacy wyjeżdżają na wolne weekendy, niczego wtedy raczej nie czczą, a sklepy są w niedzielę nadal czynne. “Świętować znaczy nie tylko nie pracować, ale także coś czcić”. A co z tymi, którzy nie odczuwają potrzeby, pochyleni nad grillem albo bawiący sie z dzieckiem, albo po prostu leżący na trawie w wolny dzień, odpoczywający po tygodniu pracy, czcić cokolwiek? Może czczą swój czas z rodziną? Na stos ich? A co z Panem Bogiem, który też sobie, po wykonaniu sporej roboty, odpoczywał? zakupyPanaBoga
Tak sobie czytam, co opowiadają nasi hierarchowie i zaczynam się zastanawiać, nie tylko nad tym, czy będę musiała zdobywać duplikat dokumentu o bierzmowaniu, ale co się stanie od sierpnia, którego to miesiąca z takim natchnieniem modlitewnym wypatruje polski kościół i jego rozpaleni do czerwoności modlitewnym ogniem przedstawiciele.
Według danych CBOS 67%, dorosłych Polaków jest przekonanych o spadku religijności. Coraz mniej młodych ludzi chodzi w Polsce do kościoła. W Boga wierzą, ale jak ja, mają coraz większy, postępujący problem z jego głupawymi i teflonowymi, ziemskimi urzędnikami. Ludźmi, którzy choć niezbyt mądrzy, a jedynie rozmodleni, uzurpują sobie wiedzę o wszystkim i którzy jakby umówili się, by robić wszystko, aby resztki dobrej woli, chęci modlitwy, spotkania z Bogiem, w człowieku wypalić, coraz głupszymi poglądami.
Świat swoje, a oni swoje. To jest coraz trudniejsze do zniesienia.
Czekać na sierpień? Wypisać się z tego? Mieć gdzieś?
cojatutajrobię"

      No też się zastanawiam. Może pani Karolina wyjechałaby na przykład do Irlandii, albo Holandii, albo Belgii. Francja od bidy też ujdzie. Polska to nie dla niej. Gdzie, ze swoim zacofaniem, ciemniactwem i homofobiami różnymi do tolerancyjnej i postępowej Europy...
Zacznijmy jednak od tego, że pani Korwin Piotrowska wespół z inną celebrytką, niejaką Szulim, zajadle zaatakowały kampanię fundacji Mamy i Taty, zachęcającą do wcześniejszego macierzyństwa. Szulim napisała - Przekonaliście mnie, już biegnę się rozmnażać. Ależ nie! Proszę tego nie robić! Zresztą nikt pani Szulim nie namawia do rozmnażania się. Kampania jest skierowana do matek, które chcą mieć dzieci, ale z jakichś powodów odkładają to na później. A później może być... Za późno.
      Niejaka Młynarska z kolei, umieściła na portalu społecznościowym zdjęcie - pastisz, wyśmiewające kampanię, nawiasem mówiąc beznadziejne, a Korwin Piotrowska go podchwyciła i napisała komentarz - macie debile.
      Kimż są te trzy panie? Otóż Karolina Korwin Piotrowska była kiedyś dziennikarką, nawet całkiem sympatyczną, która dała się poznać jako "dowalająca" wszelkim celebrytom w programie Magiel Towarzyski, a wcześniej, w programie Filmidło, gdzie jeszcze będąc młodą i ładną kobitką, zachwycała ciętymi i pełnymi dobrego humoru recenzjami, które wygłaszała wspólnie z Marcinem Pawłowskim. Niestety w miarę upływu czasu zaczęła dewocieć, zaczęła też sama zachowywać się jak celebrytka, a ponadto wyraźnie zbaczać w stronę krwiożerczego feminizmu.
      Paulina Młynarska. Wyjątkowo tępa, wojująca feministka, niewyżyta i "niedoj..... suka" (jak sama o sobie mówi), której nie mogło dogodzić czterech kolejnych mężów, nazywająca siebie dziennikarką, grała w pornograficznej serii filmów, zwanej "Różową". Celebrytka. Swoje tzw "dziennikarstwo" traktuje, jako pole do opluwania i obsrywania wszystkiego i wszystkich. Nie warta szerszego omawiania.
      Agnieszka Szulim, również nazywająca siebie dziennikarką, celebrytka, blondynka. Nie, żebym miał coś przeciw blond włosom. Ona jest po prostu typową "głupią blondynką". Jej największym osiągnięciem jest prawdopodobnie związek z milionerem i celebrytą Piotrem Starakiem.
       Mamy więc trzy celebrytki, trzy wojujące feministki, których głównym zajęciem jest staranie się o to, żeby istnieć w mediach. Do tego kompletu brakuje jeszcze Dżoany Krupy, Natalii S. i może jakiejś Chodakowskiej...
      Drogie panie. Otóż nikt was nie prosi o rozmnażanie się. Przeciwnie, wielu osobom z pewnością zależałoby, żebyście się raczej nie rozmnożyły. Kampania, z której się tak wyśmiewacie nie jest skierowana do was. W ogóle nikogo nie interesuje wasze zdanie na ten temat. Owszem, jesteście feministkami i celebrytkami, więc to zrozumiałe, że wypowiadacie się na takie tematy, ale zapewniam, że wasze "dowcipy" nie są dla nikogo śmieszne, a postawa, jaką pokazujecie w waszych artykułach, komentarzach i wpisach na "fejsbuku" jest dla większości społeczeństwa żałosna i żenująca.
      Kampania o wcześniejszym macierzyństwie stara się uświadomić młodym kobietom, że odkładanie macierzyństwa na później, bo teraz trzeba zrobić karierę, wybawić się i wyszaleć, może się skończyć tak, że na dziecko będzie już za późno. Wiadomo, że kobiety rodzą dzieci w wieku czterdziestu lat i więcej, ale wiadomo też, że każdy dzień po "trzydziestce" zwiększa ryzyko. Może też się okazać, że ryzyko jest tak duże, że w ogóle nie wolno, nawet próbować. I co wtedy? "Zrobiłam karierę, byłam w Paryżu, mam duży dom, nie zdążyłam mieć dzieci. Siedzę w tym wielkim domu, ubrana w żakiet, zupełnie sama, a ponieważ robię się stara, więc "friends" coraz rzadziej będą się ze mną spotykać, aż w końcu kopnę w kalendarz i nawet nikt nie przyjdzie na mój pogrzeb.
       To bardzo dobra kampania i pokazuje w "mocny" sposób coś, co być może dotrze do niektórych dziewczyn, zanim będzie za późno. Nie rozumiem więc, dlaczego najgłośniej pyskują i najbardziej ją opluwają babska, które nie mają z nią nic wspólnego?
Feministki, jeśli jeszcze o tym nie wiecie, to kobiety wcale nie chcą, żebyście się wypowiadały w ich imieniu. Wasz głos jest głosem wołającego na pustyni, a jedyni popaprańcy, którzy was słuchają i się z wami zgadzają, to są inne feministki, albo ludzie z kręgów LGBT.

       Pozostawmy jednak feministki samym sobie i wróćmy do artykułu pani Korwin Piotrowskiej, w którym z równą zajadłością i na podobnym poziomie obraża miliony ludzi, którzy wcale nie myślą tak jak ona. Najpierw naigrywa się z sakramentu bierzmowania (nie, ten "dowcip" o "spalonym" świadectwie nie był śmieszny), a później nie może zrozumieć słów "hierarchów", pomimo iż zostały wypowiedziane w języku polskim. Czego pani nie rozumie?

Czytam zapisy kazań i włos mi się jeży. Kardynał Nycz uznał, że wynik referendum w Irlandii, legalizującego związki jednopłciowe, w kraju „bardzo katolickim 30 lat temu”, jest ostrzeżeniem dla Europy.

      A nie jest? Pedalstwo, zboczenia i pogarda, Tak! właśnie pogarda dla przekonań innych! W tym przypadku ludzi wierzących, rozlewają się po całej Europie, a pani Piotrowskiej włos się jeży?

Czasy się zmieniają. Warto to wreszcie zauważyć, a nie tylko utyskiwać i gardzić wszystkim, co inne, nowe, oczywiście wszystko to, jak mniemam w ramach katolickiej tolerancji i miłości bliźniego, prawda?

      Czyli jakieś zasady moralne, wiara i tym podobne wartości, na bazie których została zbudowana cywilizacja europejska to przeżytek, a pedalstwo, zoofilia, pedofilia, transwestytyzm, robienie w kościołach knajp i burdeli, walka z tradycyjną rodziną, macierzyństwem, odpowiedzialnością i tradycją, to są "nowe" rzeczy, które należy propagować, czy tak?
       Kodeks moralny zawarty w Biblii jest jasny. Wystarczy tylko umieć czytać ze zrozumieniem. Reszta jest indywidualną sprawą sumienia każdego człowieka i pani Korwin Karolinie nic do tego Podobnie jak zboczeńcom z Brukseli i wojującym feministkom. A jeśli chodzi o nadużycia hierarchów kościelnych... Naukę płynącą z Ewangelii, z tego "zbioru zasad", czy kodeksu moralnego, jak kto woli, można i trzeba traktować, jak czystą źródlaną wodę. Nie jest ważne, jak z wierzchu wygląda rura, z której ta woda wypływa. Może być zardzewiała, obsrana i tak plugawa, jak plugawe są uczynki niektórych ludzi, w tym również duchownych. Ale woda pozostaje wodą i nic tego nie zmieni. Tłumacząc to na język zrozumiały, być może, dla pani Piotrowskiej, jeśli jakiś klecha okazał się być gwałcicielem, albo złodziejem, to wcale nie jest powód, żeby obrażać się na Pana Boga, albo ubliżać uczciwym ludziom, którzy jednak w Niego wierzą. Nie jest to też usprawiedliwienie dla złego postępowania i braku "miłości bliźniego" w życiu. Każdy ma dostęp do "instrukcji", a poza tym każdy, nawet taka Młynarska, ma narzędzie do odróżniania dobra od zła. Każda istota ludzka WIE, co jest złe, a co dobre. I tego należy się trzymać. Reakcja na przewinienia hierarchów kościoła polegająca na wzywaniu do wyrugowania wiary ze społeczeństwa i zrównania kościołów z ziemią, oraz na promowaniu najobrzydliwszych zboczeń, jest taka, jakby w odpowiedzi na przegraną Prezydenta Komorowskiego pozabijać na przykład wszystkie wróble w... Eee... Lubuskim.

Jak zwykle nie zawiódł krasomówczy Sławoj Leszek Głodź, który jak coś powie, zaczynam się zawsze zastanawiać, co ja tutaj jeszcze robię i co mnie trzyma, poza kredytem. Rzekł mianowicie, że „laicyzacja i wrogie chrześcijaństwu ideologie oddziałują na resortowe ciche zarządzenia, na programy szkolne promujące treści dewiacyjne, których nie sposób zaaprobować ludziom wierzącym”. Konia z rzędem temu, kto wytłumaczy, o co w tym bełkocie chodzi

      Bełkocie? No przecież to proste, jak drut. Ale skoro pani Karolina K.P. nie rozumie, to już tłumaczę. Tu chodzi na przykład o to, że sześcioletniemu chłopcu w szkole każą zakładać sukienkę i proponują mu zastanowienie się, czy czuje się szczęśliwy jako chłopiec. Dziecko oczywiście płacze, nie wie o co tym k..... nauczycielkom chodzi, czuje się upokorzone, bo to upokorzenie dla chłopca, założyć dziewczyńską sukienkę, a najgorsze jest to, że takie "postępowe działania" mogą rzeczywiście zostawić w psychice dziecka trwały uraz. Ale to nie ważne. Ważna jest "świadomość gender". Wmawianie dzieciom, że dwie mamusie, lub dwóch tatusiów może być lepszymi rodzicami, niż tatuś i mamusia. I jeszcze pokazuje się tym dzieciom przykłady!

Czy to nie są wrogie chrześcijaństwu ideologie oddziałujące na resortowe ciche zarządzenia, na programy szkolne promujące treści dewiacyjne, których nie sposób zaaprobować ludziom wierzącym?

Następnie czytamy:

...przeczytałam parę książek o gender, byłam na kilku wykładach o tym, czym jest gender i wiem, o co chodzi z konwencją antyprzemocową, która tak bardzo polski kościół uwiera. I jakoś nie przechodzi mi przez gardło stwierdzenie, że jest ona przeciwko polskiej tradycji. Tradycji, jak mniemam, bicia kobiet i przemocy w domu. Ale co ja tam wiem… złegender.

Nie, no bo oczywiście bicie kobiet, to typowa polska tradycja. Weź się zastanów głupia babo, co ty mówisz!

       Pani K.K.P przeczytała kilka książek o gender. Hmmm... A co może być treścią choćby jednej z takich książek? Przyjrzyjmy się...
Bzdury, jakie wygadują wykładowcy w czasie zajęć gender studies, pokazują, że nie jest to żadna nauka, tylko zbór ideologicznych opinii i poglądów, często na żenującym poziomie.
Nauka jest seksistowska, macierzyństwo straszne, a Jezus był rodzonym synem Józefa – taką „naukową” wiedzę otrzymują słuchacze zajęć Podyplomowych Gender Studies w Instytucie Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk. Dziennikarka tygodnika „Do Rzeczy” Agnieszka Niewińska przez pół roku uczestniczyła w tych zajęciach. Udało się jej przeniknąć do genderowego środowiska. Brała udział nie tylko w wykładach, ale także w zajęciach warsztatowych i kulturalnych. Poznała metody działania i źródła finansowania wyznawców ideologii gender. Efektem jej pracy jest „Raport o gender w Polsce”. Wyjątkowość publikacji polega na tym, że pokazuje środowisko gender od wewnątrz, tak jak ono wygląda naprawdę, a nie tak, jak się prezentuje opinii publicznej. Pokażmy więc fragmenty tego raportu:

Wytwarzanie podmiotu macierzyńskiego

Gender studies traktuje macierzyństwo jako coś, co przeszkadza w samorealizacji kobiet. Na zajęciach ostro krytykowana jest postawa matki Polki, czyli kobiety, która całkowicie poświęca się dzieciom i rodzinie. Dr Agnieszka Mrozik, prowadząca zajęcia pt. „Oblicza polskiego backlashu (kontrreakcji na zdobycze kobiet)”, z niepokojem mówi o zjawisku promowania dzietności. - Ciekawe rzeczy dzieją się obecnie, jeśli chodzi o wytwarzanie podmiotu macierzyńskiego i jego dyscyplinowanie. Po czym krytykuje znane kobiety opowiadające z dumą o swym macierzyństwie: – Naprawdę dzieją się rzeczy ciekawe, jeśli chodzi o macierzyństwo, ciekawo-straszne dla mnie! Jeśli czytam o kobiecie, która zdobywała medale, a teraz mówi, że macierzyństwo to jej największe osiągnięcie w życiu, która w ogóle definiuje je w kategorii osiągnięcia, myślę o tym, jaki przekaz jest wtedy wysyłany do mas: czegokolwiek byś nie zrobiła, czegokolwiek byś nie osiągnęła w życiu, twoją podstawową funkcją jako kobiety jest bycie matką, to jest kropka nad i, wisienka na torcie.
Możesz być medalistką, noblistką, kimkolwiek, ale jeżeli nie będziesz matką, to tak jak w przypadku Magdaleny Cieleckiej pozostaje ci wsłuchiwać się w zegar – czy tyka, czy nie tyka. Dla mnie to jest straszne – dowodzi dr Mrozik. Ten fragment obnaża wiele elementów typowych dla gender studies. W warstwie merytorycznej macierzyństwo – w ogóle mówienie o nim – „jest straszne”. Fakt, że dla kobiet jest ono największym osiągnięciem w życiu, jest sprzeczne z genderową wizją niewiasty „wyzwolonej ze swej natury”. Sformułowanie o „przekazie wysyłanym do mas” wskazuje na marksistowskie źródła gender. W systemach demokratycznych mówi się o obywatelach czy społeczeństwie, a nie o masach. Warto zatrzymać się na warstwie językowej.

Jedną z charakterystycznych cech ideologii jest tworzenie własnego języka, nadawanie pojęciom nowego znaczenia, czy tworzenie określeń wartościujących. Sformułowanie dr Mrozik „wytwarzanie podmiotu macierzyńskiego” to klasyka genderowskiej nowomowy. Jest ono nieprecyzyjne, nie wiadomo do końca, co oznacza – czy promowanie dzietności, czy rodzenie dzieci, czy też zmuszanie kobiet do macierzyństwa, do tego w kontekście wypowiedzi ma znaczenie negatywne. W środowisku gender nazwy zawodów czy stopni naukowych muszą być używane z żeńskimi końcówkami. Mamy więc doktorę, profesorkę, ministrę czy marszałkinię. Feministki nie obejmują czegoś patronatem, lecz „matronatem”. Zwrot „nie daj Bóg” przemieniły na „nie daj bogini”, bo przecież twierdzenie, że Bóg jest mężczyzną, to według nich wyraz patriarchatu.

Maryja ma przechlapane

Istotnym wątkiem gender studies jest religia katolicka. Pojawia się w wielu wykładach, choć wcale nie jest ich zasadniczym tematem. To właśnie w niej widzą genderystki źródło swoich nieszczęść, bowiem w ich opinii katolicyzm uosabia system patriarchalny – główną przyczynę nierówności płci. Znana feministka prof. Monika Płatek prowadzi zajęcia z prawa. Twierdzi, że prawo ma płeć, oczywiście męską, bo np. mówi o obywatelach, a nie o obywatelkach (w sensie prawnym słowo "obywatele" obejmuje obie płcie), a przez to utwierdza istniejące stereotypy. Pani profesor zaczęła swój wykład od problemu definicji rodziny w prawie, a za chwilę przeszła na płaszczyznę religijną i nauczała swoich słuchaczy o katolickiej koncepcji rodziny. - Wzór rodziny – Matka Boska, Józef i Chrystus. Czyli dziewica z dzieckiem, która ma przy sobie jakiegoś starego chłopa, który w ostateczności, przymuszony przez starszyznę, zgodził się z nią być. Tak to wyglądało z praktycznego punktu widzenia. Oczywiście można powiedzieć, że ona w ogóle ma przechlapane, bo w tym środowisku, w tym wieku być w ciąży…
Choć wiek może nie był przeszkodą, ale ciąża bez męża? To jest jedna wizja. Druga jest taka, że mamy do czynienia z parą, która została oficjalnie sobie przyrzeczona, natomiast mogła wchodzić w relacje seksualne tylko w bardzo określonym czasie. Jeżeli zwoje z Qumran rzeczywiście odpowiadają relacji, w której znajdowali się Maria i Józef, to oni zrobili „to” za wcześnie. Nie powinni byli. I teraz nie wiemy, czy poniosły ich emocje, czy zrobili to za wcześnie, bo uznali, że mogą. Mamy co do tego bardzo różne relacje, ale jeśli to ma być wzorzec rodziny, to jest on szalenie współczesny. Ciekawy jest też fakt, że Józef uchodzi za tego, który jest z rodu Dawida. Nie Maria, a właśnie Józef. Z rodu Dawida jest też Chrystus. To by wskazywało bezpośrednio na ojcostwo samego Józefa – „naukowo” dowodzi prof. Płatek.

Celowo przytoczyłam tak długi fragment, gdyż jest on charakterystyczny dla stosunku tego środowiska do religii. Pani profesor wypowiada się o sprawach, o których nie ma żadnego pojęcia, w efekcie po prostu mówi kompletne bzdury. Podobny poziom prezentują inni wykładowcy gender studies, ujawniając, że wiedzę o religii zapewne czerpią z książek Dana Browna. Uderzają ignorancja, formułowanie autorytatywnych opinii, przedstawianie własnych, często skrajnych poglądów jako naukowych pewników. U podstaw takiej postawy jest myślenie ideologiczne, które wyłącza używanie rozumu i z nauką nie ma nic wspólnego.

Nauka przesiąknięta seksizmem

Najbardziej jaskrawym przykładem odrzucenia nauki na rzecz ideologii jest kwestia różnic między mózgiem kobiety i mężczyzny. Jednym z dogmatów gender studies jest twierdzenie, że takich różnic nie ma. „Naukową” podstawą do tych rewelacji są poglądy dr Marii Pawłowskiej, która zajmuje się reprodukcją i zdrowiem seksualnym. Jednak z jej notki biograficznej umieszczonej na stronie Gender Studies IBL PAN wynika, że prowadzi badania z geologii, a w dziedzinie medycyny czy biologii żadnego wykształcenia nie ma. Tymczasem szeroko wypowiada się publicznie na temat mózgu, opracowała nawet raport dla Instytutu Spraw Publicznych pt. „Kobiece i męskie mózgi, czyli neuroseksizm w akcji i jego społeczne konsekwencje”. W pracy tej czytamy m.in.: „Naukowcy i naukowczynie są urodzeni, wychowani i pracują w kulturze przesiąkniętej seksizmem i, niestety, ma to również wpływ na ich badania. Jest to o tyle szczególnie widoczne w dziedzinie badań neurologicznych i psychologicznych, że seksizm
charakteryzujący te nauki doczekał się własnej nazwy – neuroseksizm”. Po czym dr Pawłowska odrzuca „neuroseksizm” i twierdzi, że poza masą nie ma żadnej znaczącej rozbieżności między mózgiem kobiety i mężczyzny. Tymczasem dziesiątki poważnych badań, których wyników nie można zakwestionować, mówią coś wprost przeciwnego. Między mózgami kobiet i mężczyzn występują różnice na anatomicznym poziomie.

Casus dr Pawłowskiej to wzorcowy przypadek gender studies: ideologiczne spekulacje zamiast wiedzy, a różnice anatomiczne to efekt seksizmu. Kolejna bzdura.

Nauka o płci

Zajęcia gender studies są w Polsce prowadzone w 11 ośrodkach akademickich. Mają formę studiów podyplomowych, są płatne – od tysiąca złotych do czterech tysięcy za rok. Bezpłatnych studiów licencjackich czy magisterskich gender u nas nie ma, choć próbowano je wprowadzić, ale na razie nie znaleźli się chętni. Określenie, czym się zajmują gender studies, nastręcza trudności. Oficjalnie uczelnie podają, że badają one wpływ płci na społeczną i kulturową sytuację kobiet i mężczyzn w danym społeczeństwie, mają charakter interdyscyplinarny, dotyczą takich dziedzin, jak socjologia, psychologia, filozofia, historia, także literatura czy sztuka. Problem polega na tym, że za tą definicją skrywa się konkretny projekt ideologiczno-polityczny, daleko wykraczający poza obiektywne badania naukowe.

Na stronach internetowych uczelni wśród celów gender studies jest np. „krytyka patriarchalnych sposobów myślenia”, co w praktyce sprowadza się do walki z istniejącym porządkiem społecznym. Z kolei proponowanie „alternatywnych projektów identyfikacyjnych – wolności od tożsamości” to nic innego jak próba zdefiniowania płci w oparciu o kulturę, a nie biologię. Jest to więc program ideologiczno-polityczny, skrywany pod płaszczykiem nauki. Treści wykładów, które przytacza Agnieszka Niewińska, w pełni tę tezę potwierdzają.

Źródło: Agnieszka Niewińska, Raport o gender w Polsce, Wydawnictwo Fronda, Warszawa 2014

Wystarczy?

Na koniec (bo za bardzo się skupiliśmy na gender) pani Karolina Korwin Piotrowska pisze:

Według danych CBOS 67%, dorosłych Polaków jest przekonanych o spadku religijności. Coraz mniej młodych ludzi chodzi w Polsce do kościoła. W Boga wierzą, ale jak ja, mają coraz większy, postępujący problem z jego głupawymi i teflonowymi, ziemskimi urzędnikami. Ludźmi, którzy choć niezbyt mądrzy, a jedynie rozmodleni, uzurpują sobie wiedzę o wszystkim i którzy jakby umówili się, by robić wszystko, aby resztki dobrej woli, chęci modlitwy, spotkania z Bogiem, w człowieku wypalić, coraz głupszymi poglądami.
Świat swoje, a oni swoje. To jest coraz trudniejsze do zniesienia.
Czekać na sierpień? Wypisać się z tego? Mieć gdzieś?
cojatutajrobię

       No cóż... To, że prawie 70% młodych Polaków "jest przekonanych o spadku religijności w Polsce", nie oznacza bynajmniej, że są to ludzie niereligijni. To typowa pseudo dziennikarska manipulacja słowami. Dlaczego typowa? Bo już nawet przedszkolaki znają ten przykład, jak wyglądały badania na temat rasizmu w Polsce. Na pytanie czy jesteś rasistą i uważasz, że ludzie o czarnym kolorze skóry są gorsi, 90% odpowiedziało, że nie. Na pytanie, czy zatrudniłabyś murzyna, jako niańkę, 80% odpowiedziało, że nie. W pierwszym przypadku rasistami okazało się być zaledwie 10%, w drugim 80%.
Rzeczywiście, spadek religijności w Polsce jest faktem, ale nie jest on tak duży, jak trąbią feministki, geje, lesbijki i posłanka Senyszyn. Ludzie pomimo waszych wściekłych ujadań i ociekającej nienawiścią propagandy, jednak są religijni. Nie "rozpaleni do czerwoności modlitewnym ogniem" i fanatyczni, jak drwi pani Piotrowska Korwin Karolina, ale autentycznie religijni. A że przy okazji też są przeciwni wszystkiemu co złe, zboczone i plugawe, określacie ich na każdym kroku, jako ciemniaków, zacofanych homofobów, albo (co jest specjalnością Karoliny K. P.) debili. I to właśnie ta wasza "nowoczesna, postępowa i tolerancyjna Europa" do spółki z postbolszewickimi złodziejami w polskim rządzie jest odpowiedzialna za to, że kobieta z waszego szyderczego plakatu nie ma pracy i nie ma emerytury. To nie jest wina arcybiskupa, kościoła, ani tych przebrzydłych katoli. To wina złodziei, którzy są przy korycie w Warszawie i w Brukseli i wasza, bo podcieracie im tyłki. "Dziennikarze", kurwa wasza mać...

       Tak tak pani Karolino, niech pani wyjedzie, najlepiej do Belgii, może do Holandii. Tu jest pani bardzo źle. I niech pani zabierze ze sobą koleżanki, Młynarską i Szulim.

Komentarze

Popularne posty